Max Payne - przykład produkcji, która starzeje się jak wino

Niektóre strzelanki starzeją się jak ekskluzywne, dobre wino. Tak też jest w przypadku Max Payne'a. Co jest w nim takiego dobrego?

Max Payne - przykład produkcji, która starzeje się jak wino

Ponad dwadzieścia lat minęło od premiery kasowej produkcji, która zmieniła oblicze strzelanek trzecioosobowych i zapadła niejednemu dorosłemu w pamięci. Max Payne był niezwykle innowacyjny jak na owe czasy. Wprowadzał ciekawe i nowatorskie rozwiązania, cieszył mrocznym, gęstym jak zupa grochowa klimatem i fabularnie wciągał. Produkcja stajni Remedy Enterteinment zainicjowała oficjalnie XXI wiek w przemyśle rozrywkowym. 

Gry - sprawdź opinie
Gry - porównaj ceny
Wspieraj Autora na Patronite

Max Payne - nowa era gamingu

Początek naszego stulecia to piękny okres w przemyśle rozrywkowym. Na ekranach kin królował legendarny już Matrix Reaktywacja, Undertaker miażdżył oponentów na ringu (WWE - niezbyt w Polsce popularne) i zaczęła moda na różne reality show. To również bajeczny czas dla graczy. Weterani takiej rozrywki pamiętają zapewne erę kafejek internetowych (tak, były takie miejsca) i produkcji takich jak "Return to Castle Wolfenstein", "Medal of Honor" czy "Soldier of Fortune". Wakacje to sezon ogórkowy, przeważnie wolny od wielkich premier, ale nie w 2001 roku. 

To wtedy nastąpiła światowa premiera prawdziwego chateau lafite rotschild wśród gier komputerowych. I faktycznie, "Max Payne" zestarzał się jak bardzo dobre, luksusowego wino z bogolskiej piwnicy. Wprowadzał zupełnie nową jakość w first-person-shooterach. Cechował się ciekawą fabułą, sporą ilością posoki i gęstym klimatem, który przywodził na myśl kasowe produkcje w stylu "Kruka" z Brandonem Lee. Ciekawa, komiksowa narracja połączona z brudem nowojorskiego półświatka tworzyła rzeczywistość, która z jednej strony odtrącała, z drugiej zachęcała do poznania całej historii. 

Max Payne - rys fabularny

Nim przejdziemy do mechanik, warto liznąć nieco fabuły. Gra zaczyna się od tragedii naszego protagonisty. Jest nim zmęczony życiem gliniarz, który traci żonę i dziecko w wyniku napadu bliżej nieokreślonych gangsterów. W kinie akcji zawsze kończy się to przysięgą dokonania zemsty. Tytułowy Max Payne podąża za tym schematem. Motywowany chęcią wyjaśnienia tej sprawy i jak się można domyślać, żądzą poczynienia świętej vendetty, wstępuje do agencji DEA. 

Prywatne śledztwo Payne'a trwało trzy lata. Jego owocem było poznanie przyczyny zbrodni. Architekci jego tragedii rodzinnej byli pod wpływem syntetycznego narkotyku o nazwie Valkiria. Za jego dystrybucję odpowiadał niejaki Jack Lupino, będący na usługach rodziny mafijnej Punchinello. Max Payne postanawia wniknąć w struktury tej organizacji, rozpracować ją i wymierzyć sprawiedliwość. 

Max Payne - gęsty klimat 

Czymś, co rzuca się w oczy w trakcie pierwszych minut zabawy, są dwie rzeczy. Pierwszą jest narracja w formie komiksu. Skąd ten pomysł? Szczerze mówiąc, nie wiem. Zastanawiałem się, czy nie jest to przypadkiem postać wzięta żywcem z jakiegoś uniwersum Marvella. Zarówno Blade jak i Punisher to postaci wykreowane przez Marvel Comics, więc taka geneza wcale by mnie nie zdziwiła. Wyjątkowo nie jest to postać zaczerpnięta z komiksowego uniwersum. Niezależnie od tego komiksowa estetyka połączona z wewnętrznym monologiem protagonisty tworzą ciekawe rozwiązanie wpływające na klimat.

To, co widzimy na ekranie w trakcie rozgrywki, nie mniejsze robi wrażenie. Mroczna estetyka, taka trochę w klimacie noir robi wrażenie. Wygląd lokacji, obskurność miejsc, do których trafia główny bohater i ten wszechobecny mrok wykonują świetną robotę. Pogłębia to doświadczenia gracza i sprawia, że czujemy tę fabułę. Zostało to dostrzeżone w 2003 roku, kiedy to podpisano kontrakt na film fabularny o tym samym tytule. Uwe Boll przyzwyczaił nas do kinowej szmiry, także nic dziwnego, że jakakolwiek ekranizacja gier komputerowych budzi mieszane uczucia. Nie tym razem, bo "Max Payne'a" z 2008 roku polecić można z czystym sumieniem.

Max Payne - mechanika gry na miarę millenium

Do 2001 roku FPS-y były mocno statyczne. Akcja była prosta jak drut. Ot, chodziło się i rozwalało przeciwników. W niektórych produkcjach jucha lała się hektolitrami. W lipcu, a u nas w Polsce, we wrześniu 2001 roku nastąpiło westchnienie pełne zachwytu. Pierwszą rzeczą, na którą zwracał uwagę gracz była grywalność, a ta w tym przypadku była niesłychanie wysoka.

Potęgowała ją unikatowa mechanika gry, która wprowadzała tak zwany bullet time. Kinomaniakom zjawisko to skojarzy się z cyklem Matrix. Bullet time to inaczej zwolnienie czasu. Za pomocą kliknięcia i przytrzymania klawisza myszy Max Payne wykonywał wyskoki zza osłon, by oddać celny strzał w twarzoczaszkę przeciwnika. Wszystko to odbywają się w zwolnionym tempie. To wyglądało rewelacyjnie.

Jeśli chodzi o arsenał Maxa, to ten jest wystarczający. Dysponuje on aż kilkunastoma pukawkami. Od zwykłego kopyta po strzelbę. Moją ulubioną był shotgun. Świetnie sprawdzał się w gruzowaniu napotkanych przeciwników. Jeśli chodzi o zdrowie głównego bohatera (bo i on może zostać zgruzowany), to nie regeneruje się ono samo w konkretnych odstępach czasowych. Max Payne musi wstrzykiwać sobie medykamenty. W toku rozgrywki zbieramy je to tu, to tam. Jednocześnie może przechowywać około ośmiu środków przeciwbólowych w apteczce. 

Max Payne - ekranizacja 

Gra została przyjęta naprawdę pozytywnie. W rankingach popularności osiągała od 73 do 89%. To dość wysoki wynik. Wkrótce zaczęły pojawiać się zarówno modyfikacje do tej produkcji, jak i również kolejna część tej kultowej strzelanki "Max Payne II- The fall of Max Payne". Przełomowy okazał się rok 2003, kiedy to wytwórnia 20th Century Fox wykupiła prawa do ekranizacji filmu opartego na tej grze komputerowej. 

Wszyscy kojarzą Uwe Boll-a, który wyreżyserował kompletne gnioty. Gry komputerowe nie mają szczęścia do ekranizacji. Wystarczy wspomnieć "Bloodrayne" z 2005 roku i "Postal" z 2007. Wspólnym mianownikiem tych produkcji jest nazwisko wspomnianego dwie linijki wyżej reżysera. Szczęśliwie za reżyserię "Max Payne'a" wziął się zupełnie ktoś inny, a mianowicie John Moore. Czy udało mu się stworzyć coś, co da się obejrzeć bez chęci zwymiotowania na talerz? Naturalne, przynajmniej takie mam subiektywne odczucie. 

Filmowy Max Payne pojawił się na ekranach kin w 2008 roku. Świetną robotę wykonali Mark Wahlberg w roli głównego bohatera i Mila Kunis. Estetyka produkcji jest taka, jak być powinna. Jest mroczna, ciężka i w pewnym sensie oniryczna. Znacznie gorzej poszło z interpretacją. Film na motywach gry nie nawiązywał do tego kultowego FPS-u, a przynajmnie w pewnych jego aspektach nie jest z nim spójny. Filmowa oś fabularna kręci się bowiem wokół eksperymentu farmaceutycznego, o czym nie ma mowy w grze. Reżyser dodał też od siebie postaci, które z produkcją Remedy Enterteinment nie mają nic wspólnego. 

Pomimo tak poważnego zarzutu w stronę twórców dałbym produkcji mocne 7/10. To było porządne kino akcji, które ogląda się całkiem przyjemnie. 

Jaka jest Twoja reakcja?

like

dislike

love

funny

angry

sad

wow